Podczas wiosennych zajęć w ogrodzie, kiedy przygotowujemy rabaty pod pierwsze siewy zdarza się, że spod poruszonej kupki gleby na swoich szybkich sześciu nogach wybiega on. Początkowo możemy się wystraszyć, bo to przecież „robal” (entomolodzy, wybaczcie kolokwializm), a do tego jest sporych rozmiarów, bo wielkość ciała dochodzi nawet do 4 cm, czyni go to jednym z największych chrząszczy z rodziny biegaczowatych w Polsce. I moim zdaniem to jeden z piękniejszych owadów naszej fauny. Jeśli raz go zobaczysz i przyjrzysz mu się dokładnie, tak z bliska, możesz się zauroczyć. Na jego pokrywach widać oryginalną matową teksturę, małe i nieregularnych kształtów wgłębienia, które można porównać do pomarszczonej skóry, stąd też prawdopodobnie nazwa tego stworzenia. Ubarwiony jest dość niepozornie, kolor pokryw może być bardziej lub mniej czarny, z odcieniami szarości. Chociaż ogród nie jest miejscem typowym dla tego gatunku, nierzadko tam bytuje. Preferuje lasy mieszane, ale nie ma co liczyć na to, że spotkasz go podczas niedzielnego spaceru leśną ścieżką. W ciągu dnia biegacz chowa się pod elementami ściółki, butwiejącym drewnem czy kamieniami. To typowy nocny łowca, ubarwienie oraz budowa ciała (specjalnie odnóża) pozwalają mu być skutecznym drapieżnikiem. A  czym się żywi? Głównym elementem jego pożywienia są larwy owadów oraz nielubiane przez nas nagie ślimaki, nie pogardzi także dżdżownicami. Oprócz wyspecjalizowanych odnóży biegacz posiada jeszcze jeden mechanizm, który gwarantuje mu wysoką skuteczność drapieżnika. Owad produkuje drażniące enzymy trawienne, którymi oblewa swoją ofiarę.  Następuje wstępne trawienie, powstałą półpłynną substancję chrząszcz może łatwo wyssać. Drażniąca i nieprzyjemnie pachnąca ciecz służy również do obrony, biegacz potrafi wystrzelić ją na odległość nawet 1 m. Z tego powodu w kontaktach z nim trzeba uważać, próba „pogłaskania” biegacza może skończyć się nieprzyjemnie. Mnie jeszcze nie upolował, a niejednokrotnie miałam go na dłoni.